Niepotrzebny kurs
Nie mogę się doczekać kiedy skończy się to nieszczęsne szkolenie, w którym aktualnie biorę udział. Gdy pomyślę ile pracy czeka na mnie w biurze i z iloma nowymi problemami przyjdzie mi się uporać po powrocie do pracy, to mam ochotę natychmiast uciec z Sali wykładowej i niezwłocznie udać się do swojej firmy, by już teraz zacząć nadrabiać zaległości. Gdyby jeszcze to szkolenie było ciekawe i na coś przydatne, to może mój nastrój kształtowałby się nieco bardziej optymistycznie. Niestety, jest jak jest, a ja siedząc na szkoleniu nie mogę się na nim skupić, bo cały czas myślę o swoich obowiązkach.
Nie wiem po co szef działu wysłał mnie na ten kurs, skoro cały czas powtarzałem mu, że go nie potrzebuję i co więcej nie mam czasu na marnowanie paru dni, które normalnie mógłbym wykorzystać na coś bardziej przydatnego. Szefowi nie dało się jednak przetłumaczyć niczego, bo i tak zostałem wysłany na przymusowe szkolenie. Teraz, nie mając innej opcji, muszę je ukończyć, dostać certyfikat i natychmiast wrócić z nim do pracy.
Gdy tak rozglądam się po Sali i obserwuję reakcje pozostałych uczestników szkolenia, to wydaje mi się, że są oni w tej samej sytuacji co ja, administrator systemów informatycznych Toruń. Większość ma rozbiegane spojrzenie, nie skupia się na tym, co mówi szkoleniowiec i co chwila spogląda na telefon komórkowy, jakby na jego ekranie miał się pojawić komunikat o zbliżającej się katastrofie. Zaraz obok mnie siedzi jakaś dziewczyna, która zamiast słuchać wykładu czyta książkę pod stołem. Jak widać, każdy ma sposób na radzenie sobie z niechcianym kursem.