Życie vs życie
Moja narzeczona to ma dopiero wygodne życie. Ja całymi dniami haruję jak wół, by zarobić na utrzymanie siebie, jej i naszego domu, a Ula w tym czasie nie robi praktycznie nic. Dobrze, że chociaż w domu posprząta i coś ugotuje, bo gdy wracam z pracy do domu to przynajmniej mogę posiedzieć w czystości i zjeść jakiś dobry obiad.
Ula, gdyby chciała, na pewno mogłaby znaleźć sobie jakąś pracę. Przyznaję się do błędu, że sam przyzwyczaiłem ją do nieróbstwa i siedzenia w domu, bo gdybym nie był administratorem systemów informatycznych Biała Podlaska i nie zarabiał tyle, że już więcej nam nie potrzeba, to Ulka może zebrałaby się w sobie i zaczęła szukać pracy. Moim kolejnym błędem było też to, że na początku naszej znajomości wcale nie zachęcałem Uli do poszukiwania pracy – chciałem jej zaimponować swoją pracą, więc z uśmiechem na ustach patrzyłem, jak moja dziewczyna kręci się po domu, wychodzi na zakupy i organizuje nam życie. I to wszystko za moje pieniądze. Mogłem już na początku naświetlić, że nie wyobrażam sobie, by moja partnerka była gospodynią domową. Teraz, gdy rozpoczynam ten temat zawsze dochodzi między nami do ogromnych kłótni, że niby się zmieniłem, zaczynam wymagać od niej rzeczy, których kiedyś nie wymagałem i tak dalej. Kończy się na tym, że przepraszam Ulkę, przytulam ją i całuję w głowę czując wyrzuty sumienia. Dopiero po jakimś czasie dociera do mnie bezsens tej sytuacji i to, że Ula kolejny raz postawiła na swoim, a ja jestem zwykłym pantoflarzem. Chyba czas wziąć się za siebie, być bardziej stanowczym i pokazać na czym polega bycie panem domu!